7+,  8+,  9+,  Edukacyjne,  Komiks,  O zwierzętach,  Serie

„Echo Dwa” – recenzja drugiej części komiksowej serii dla dzieci.

Są takie książki dla dzieci, które od pierwszej strony pokazują, że nie mają zamiaru nikomu się podlizywać. Nie będą udawać, że świat to pastelowa kraina przyjaźni, w której wszyscy się przytulają i wspólnie piją kakao. I bardzo dobrze, bo dzieci doskonale wiedzą, że życie tak nie działa. I właśnie dlatego Tomasz Samojlik znów udowadnia, że nikt nie opowiada o zwierzętach tak jak on – jego „Echo dwa” to druga część komiksowej serii o parkowych gangach i tajemniczym superbohaterze. To opowieść, która pulsuje energią, sarkazmem i przyrodniczym realizmem.

Parkowa Liga Zacnych Mordek kontra reszta świata

Mamy tu całą ferajnę miejskich zwierzaków: koty, sroki, szczury i całą PALIZADEK, czyli Parkową Ligę Zacnych Mordek. Wszyscy próbują jakoś ogarnąć swoje terytoria i utrzymać kruche zasady, choć w praktyce rządzi prawo silniejszego i sprytniejszego. To świat, w którym nikt nie podaje ręki – raczej pazur, skrzydło albo dziób.

Drugi tom zaczyna się tam, gdzie skończył pierwszy, więc jeśli nie znacie „Echo”, koniecznie nadróbcie zaległość. Bez tego nie załapiecie całego kontekstu, a szkoda, bo fabuła rozwija się jak porządny serial, tu nie ma streszczenia „co było wcześniej”. Akcja w „Echo dwa” przyspiesza, a przecież już w pierwszej części nie było ani jednej dłużyzny. Wszystko dzieje się na pełnych obrotach: ktoś zniknął, ktoś prawie umarł, ktoś planuje zemstę, a ktoś inny szykuje atak.

Superbohater Echo nadal nie wrócił, a jego los pozostaje tajemnicą. Tymczasem Niko, biały nietoperz, po raz kolejny pakuje się w kłopoty. Najpierw wpada w łapy szczurów, potem trafia do srok – a jego siostra nie zamierza siedzieć z założonymi skrzydłami. Rusza na ratunek, choć to misja z gatunku „małe szanse na sukces, duże na spektakularną klęskę”.

Niegrzeczne? A może po prostu prawdziwe?

Tomasz Samojlik pisze (i rysuje) tak, jakby siedział z czytelnikiem przy jednym stole. Nie infantylizuje, nie moralizuje, nie posypuje historii cukrem pudrem. Mówi wprost: świat zwierząt, podobnie jak nasz, to dżungla. Kto pierwszy, ten lepszy. Kto silniejszy, ten przetrwa. To nie są „grzeczne” książki, ale właśnie dlatego są tak potrzebne. Dzieci mają prawo czytać historie, w których nie wszystko kończy się happy endem, a bohaterowie potrafią rzucić niegrzecznym tekstem i naprawdę się pobrudzić.

W świecie „Echo” znajdziecie czarny humor, błyskotliwe dialogi, akcję jak z filmu i ogrom emocji. Ale jest tu też czułość – w sposobie, w jaki bohaterowie martwią się o siebie, w tym, jak mimo wszystko próbują tworzyć więzi. Autor doskonale rozumie, że młody czytelnik nie potrzebuje plastikowego ideału, tylko opowieści, która pachnie prawdziwym życiem (i może trochę śmieciami z kosza z miejskiego parku).

Przyroda, humor i kreska z pazurem

Nie brakuje tu też wartości przyrodniczych, w końcu autor jest biologiem z krwi i kości. Między kolejnymi gonitwami i potyczkami przemyca fakty o nietoperzach, ich zwyczajach i znaczeniu dla ekosystemu. A na końcu dostajemy kilka stron bonusowych, mini-kompendium wiedzy o tych nocnych stworzeniach.

Jeśli chodzi o kreskę, to ta jest mocna, wyrazista, zadziorna. Kolory biją po oczach w najlepszym sensie. Kadry aż buzują od ruchu, jakby postaci miały za chwilę wyskoczyć z planszy i przefrunąć nad głową. To komiks, który się nie „czyta”, tylko przeżywa w rytmie miejskiego zgiełku, szelestu skrzydeł i stukotu pazurów po betonie.

A finał? Zostawia nas w zawieszeniu, z pytaniem „i co dalej?”. Znów trzeba będzie czekać na kolejny tom (podobno finałowy!), żeby dowiedzieć się, czy Echo wróci, czy Niko zostanie uratowany i kto tym razem zamiesza w miejskim parku.

Nie czekajcie, tylko czytajcie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *