9+,  Dla nastolatków,  O przyjaźni i relacjach

„Świecogłosy. Zagubieni i odnalezieni w labiryncie” – recenzja książki dla dzieci.

„Świecogłosy” Jordana Leesa to książka, która powoli otwiera drzwi do świata, który może wydaje się obcy, ale czuje się, że tak naprawdę jest trochę „swój”. To historia o magii, za której kotarą kryje się odwaga, budzi się ciekawość i rodzi przyjaźń. To też opowieść o tym, jak trudno zaufać światu, który wymyka się prawom fizyki i racjonalnym regułom.

Benjamiah Creek nie wierzy w rzeczy, których nie można dotknąć, zmierzyć albo przeczytać o nich w książce (takiej prawdziwej o prawdziwych rzeczach). Jego świat to jasne definicje i poczucie, że wszystko da się wytłumaczyć, jeśli tylko ma się wystarczająco dużo czasu i właściwe źródło. Ale w „Świecogłosach” nic nie działa według instrukcji. Przesyłka z dziwną laleczką, która po pewnym czasie zamienia się w ptaka, a potem w małpę – to nie są rzeczy, z którymi Ben potrafi się pogodzić. Szuka racjonalnych wyjaśnień, ale kiedy ich nie znajduje – coś w nim zaczyna się kruszyć. Zamiast odpowiedzi pojawia się dezorientacja. I lęk.

Zagubiona (dosłownie i w przenośni) jest także Elizabella. Dziewczynka, która żyje w magicznym świecie pełnym labiryntów, i której losy splotą się z losami Bena. I nie dojdzie do tego przypadkowo – okaże się bowiem, że Ben, Elizabella, jej ojciec i wykradziony z domu brat mają ze sobą sporo wspólnego.

„Świecogłosy” to książka dla wszystkich ceniących w książkach magię, przygodę, tajemnicę.

Wreathenwold, czyli magiczne miasto, do którego trafi Ben, jest miejscem osobliwym. Tu każde wyjście za trzeci róg może skończyć się zaginięciem. Miasto jest jak sen, z którego trudno się wybudzić – pełne zakamarków, skrótów i ludzi o szarych oczach, w których czai się obłęd. Ma coś z mitologii, coś z labiryntu Minotaura, coś z baśni, ale i coś bardzo współczesnego: lęk, że się zgubimy – w rzeczywistości, w sobie, wśród obcych, a może nawet wśród tych najbliższych. Jak Edwid – brat Elizabelli.

I właśnie odnalezienie Edwida będzie głównym wątkiem „Świecogłosów”. Elizabella i Ben wyruszą wspólnie na wyprawę pełną zagadek, tajemniczych tropów, niebezpiecznych postaci i miejsc, o których nawet im się nie śniło. I tak, znajdziesz tu nieco grozy i mroku, ale tak naprawdę więcej w tej opowieści jest emocji, relacji, refleksji.

Oprócz magii są tu też przyziemne wyzwania nastolatków.

Wiele przyjemności daje też czytelnikowi poznawanie świata Wreathewold. Autor z każdą stroną odkrywa kolejne warstwy, aż widzimy tę magiczną krainę w całej okazałości. I rozumiemy ją. Tu monety oznaczają obietnice, a karty są pieniędzmi. Są laleczki, które ma każdy człowiek i które chroni się jak własne życie. Tu pije się poncz mleczny (dzieci) i makołyk (tylko dla dorosłych), a na obiad je zupę gdyniową albo zupę z pychomorów i słodki chlebek. Trzeba też uważać, aby ktoś nie odebrał Ci koloru Twoich oczu. Chyba że sam chcesz je sprzedać. Ale wtedy musisz liczyć się z tym, że tracisz też część swojej osobowości…

„Świecogłosy” to misternie zbudowana fabuła, która wciąga od pierwszej strony. To opowieść doskonale przemyślana i mądra. Magiczne przygody nie przykrywają bowiem całkiem przyziemnych problemów i wyzwań młodych ludzi: samotności, odtrącenia, dojrzewania, rodzinnych spraw, wizji rozwodu rodziców. Z przyjemnością też obserwuje się rozwijającą się przyjaźń Bena i Elizabelli – bohaterów całkowicie różnych, a jednak w pewnym sensie podobnych.

I jest tu sporo o książkach, czytaniu, księgarniach!

„Świecogłosy” doceni każdy czytelnik, który ceni w książkach magie i fantastykę, a jednocześnie może poczuć bliskość z bohaterami. Dla tych, którzy lubią zanurzyć się w wyjątkowej atmosferze i przenieść się w wyobraźni do nierealnego świata.

To opowieść, którą czyta się jak wędrówkę przez labirynt. Raz idziesz pewnie, raz boisz się, że zabłądzisz. Ale wiesz, że coś cennego czeka na końcu. To w końcu książka o zaufaniu – do świata, do innych, do samego siebie. O tym, że czasem to, co niewidzialne, bywa bardziej prawdziwe niż rzeczy, które da się zmierzyć linijką.

I o tym, że nie trzeba wierzyć w magię, by ją spotkać.

Zwróć też uwagę na jakość wydania: twarda oprawa ze złoceniem w tytule, magnetyzująca okładka, matowy papier i czarno-białe ilustracje, które pozostawiają przestrzeń dla wyobraźni.

Dla mnie ta książka to literacki majstersztyk i już nie mogę doczekać się drugiego tomu. Tak, będzie druga część!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *