„Pudle i frytki”
Gdy w kraju (zwłaszcza takim, gdzie żyją tylko trzy dorosłe psy i szczeniak) zabraknie ziemniaków, a zwłaszcza cukierków i plastrów, to decyzja może być jedna- trzeba znaleźć dom gdzieś indziej. Pakuje się wtedy piżamy i portfel, zakłada kapoki i na niewielkiej łódce wyrusza się w nieznane. I choć łódka może pomieścić wyłącznie trzy psy, to nie zostawia się szczeniaka samego na wyspie, bez piłki. Czy chociażby jedzenia. Bierze się go na kolana i liczy na szczęście, że łódka nie zatonie.
Słona woda szczypie w oczy, a może to śmierć w nie zagląda. Można poczuć, że wszystko już się straciło, że się nie uda, a wtedy w oddali dostrzega się ląd. Resztkami sił dopływa się do niego, czasami wpław, z nogami jak z waty. Tam witają pudle, machają wesoło, myśląc, że to turyści. To dobre pudle, przynajmniej w większości. Można dostać od nich ręczniki i termos. I jednego ziemniaka, nie więcej. Czy zaproszą do domu? Czy pozwolą zamieszkać na wyspie? A na dodatek wykopać basen?
„Pudle i frytki” to książka niezwykle aktualna (niestety), trafiająca w punkt i dosadna. Pod kolorowymi ilustracjami kryje się dramat emigracji. Ta surrealistyczna historyjka dla dzieci kryje w sobie poważne znaczenia. To nasze realia, tylko w świecie kundli i pudli. Pija Lindenbaum nie ocenia, nie moralizuje, nie wydaje sądów. Pozostawia przestrzeń na oddech, na refleksję, być może na rozmowę.
To książka bardzo udana, ważna i potrzebna. A jej przekaz jest bardzo prosty – po prostu otwórz serce, otwórz się na innych.
„Pudle i frytki” Pija Lindenbaum
Wydawnictwo Zakamarki, 2017
Liczba stron: 36
Wiek: 3+
Polecam również picturebook „Migrants”.