6+,  7+,  8+,  9+,  Dla nastolatków,  O emocjach,  O przyjaźni i relacjach

„Linka w mysim mieście”

W domu Michaliny i jej mamy co jakiś czas pojawia się Pani De. Mama nie idzie wtedy do pracy, nie jest w stanie nawet zaprowadzić córkę do szkoły. W tych dniach głównie śpi. Linka (tak mówi na nią mama) sama więc idzie na zakupy, sama robi sobie kolację, sama chodzi na plac zabaw. Choć inne dzieci w jej wieku raczej nie robią tego wszystkiego samodzielnie. Smutek mamy rozlewa się na całe mieszkanie. Też na Michalinę. Będzie tak dojmujący, że pewnego dnia wydarzy się tragedia. Jej konsekwencją będzie pobyt dziewczynki w domu zastępczym, a mamy w szpitalu. Oto „Linka w mysim mieście” – metaforyczna opowieść o depresji, która przychodzi znienacka i dopada nie tylko dorosłych, ale też dzieci.

Katarzyna Ryrych „Linką w mysim mieście” zrobiła coś niebywałego. Otóż otworzyła furtkę, którą do tej pory większość autorów książek dla dzieci omijała z daleka lub tylko lekko ją popychała, aby za głośno nie zatrzeszczała. U Katarzyny Ryrych trzeszczy, zgrzyta i piszczy. Depresję widzimy w pełnej krasie. Linka nawet opisuje ją jako chudą panią z czerwonymi włosami i czarną dziurą zamiast twarzy, czającą się tuż przy drzwiach pokoju.

W pierwszym odruchu chciałam napisać, że to książka przepełniona emocjami, ale tak naprawdę te u bohaterki nie pojawią się od razu. Przez znaczną część historii Linka tłumi swoje emocje, nie rozumie ich. Dlaczego więc chciałam tak napisać? Zapewne dlatego, że to w czytelniku pojawia się ogrom emocji, bywa, że skrajnych. Momentami czułam złość i gniew na dorosłych, bolała mnie niesprawiedliwość, jaka spotkała Linkę. Innym razem przebijały się nadzieja, satysfakcja, optymizm. Było mi też Linki zwyczajnie żal, chciałabym ją przytulić. Katarzyna Ryrych wie jednak, co zrobić, aby ten emocjonalny ładunek nie wybuchł i nie przytłoczył. Wprowadza do świata Linki magię i wyobraźnię, dzięki którym dziewczynka ma poczucie bycia zauważoną, zaopiekowaną i choć przez kilka chwil może być radosna.

„Linka w mysim mieście” to książką o depresji rodziców, która dopada również dzieci.

To mysi świat i jego mieszkańcy będą dla Linki oddechem. Pomogą jej odzyskać wiarę w siebie i siłę, dzięki której nie tylko sama się nie zgubi, ale dostrzeże też tych, którzy już się zgubili. Właśnie w tych momentach, gdy ciałem jest mała jak myszka, tak naprawdę rośnie. To w mysim mieście do Linki przyjdą trudne pytania i refleksje. Skoro ktoś ma czas zająć się mieszkaniem, gdy nie ma w nim mamy i Linki, to dlaczego wcześniej nie mógł zająć się nią? Jak można tak po prostu „się wziąć i zniknąć”? Dlaczego chłopcom pozwala się na więcej? Jak tak naprawdę mogła czuć się mama? I dlaczego każdy, kto chodzi do psychiatry, ukrywa to, jakby robił coś złego?

Niełatwych pytań i cierpkich myśli jest w „Lince w mysim mieście” jeszcze więcej. Poznajemy bowiem świat oczami małej bohaterki, która jest zagubiona, samotna, niesamowicie stęskniona. Linka tęskni za mamą, ale za tą jej wersją, gdy jest piękna i pogodna. Możemy też obserwować to, co dzieje się dookoła dziewczynki. Trudne relacje w domu zastępczym, sąsiedzi, którzy zbyt długo nic nie widzieli, brak zainteresowania ze strony szkoły.

„Linka w mysim mieście” nie pozostawia jednak czytelnika z poczuciem beznadziei i przygnębienia. To książka, która daje nadzieję, otwiera oczy, uwrażliwia i wspiera. Wymowne ilustracje Marianny Sztymy dodatkowo działają na wyobraźnię i podkreślają nastrój opowieści. Choć wydają się ulotne i przywodzą na myśl dawne bajki, to jest w nich zamknięta emocja niepewności, lęku, smutku. Zwłaszcza w tych kadrach, które obrazują rzeczywistość Linki. Te, które przestawiają mysie miasto i końcowy moment powrotu do domu promienieją, są jasne i złociste.

Życzyłabym sobie, aby ta książka trafiła do każdej domowej biblioteczki. Bez względu na to, czy depresja jest tematem, z którym się zmagasz, czy nie, to ta książka wyostrza zmysły na to, co dzieje się dookoła Ciebie. Być może dzięki niej będziesz jeszcze bardziej uważny/uważna na innych. Chciałabym również, aby wpadła w ręce pedagogów, nauczycieli, psychologów, psychiatrów, edukatorów. I oczywiście dzieci, bo to przecież książka napisana dla nich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *