Z humorem
-
„Frania”
Żeby z takim wdziękiem, stylem i humorem stworzyć książkę w odcinkach, trzeba być Dorotą Gellner i Adamem Pękalskim. Przed Wami „Frania”, czyli 16-odcinkowy serial w formie papierowej. Mamy tu Franię, charakterną bohaterkę z upodobaniem do wygody, emocjonalną i porywczą. Nieco roztrzepaną i pełną wdzięku poszukiwaczkę miłości. Jest też Franio, który serce Frani podbije, ale nie na długo. Bo Frani nie da się usidlić i udomowić, a na pewno nie pierścionkiem z wyprzedaży. Co to, to nie. I w sumie na Frani i Franiu obsada się kończy. O wszystkich Frani wypadkach, wpadkach, aferach i hecach czyta się z uśmiechem i jakby podrygiwaniem. Zapewne to sprawka niby prostych, a zaskakujących rymów i…
-
Ja i moja siostra Klara
„Ja i moja siostra Klara” to książka, od której dzieci nie będą chciały się odkleić. I po każdym skończonym rozdziale, usłyszysz „jeszcze jeden, ostatni!”. A najlepsze, że Ty również wcale nie będziesz mieć tej książki dość. Dlaczego? Bo to opowiadania zupełnie zwyczajne w swoim szaleństwie. O psikusach, wariackich pomysłach i sprawach dorosłych z perspektywy dzieci. O tresowaniu pcheł, przefarbowaniu sierści psa, karmieniu rybek parówkami czy wycinaniu w prześcieradle dziur. Kto nie miał nigdy podobnych pomysłów? Ja kiedyś ochrzciłam psa w chrzcielnicy 😉 Dlatego „Ja i moja siostra Klara” to książka bliska każdemu, bo dzieckiem był przecież każdy. Dużo jest w tej książce humoru, beztroski, dziecięcej wyobraźni i pytań, a także…
-
„Charcie harce” Marta Lipczyńska – Gil
Niebanalną wyliczankę stworzyły Marta Lipczyńska-Gil i Nika Jaworowska-Duchlińska. Przy akompaniamencie echa pędzących i zziajanych chartów autorki, powstała książka wesoła, żartobliwa, a przede wszystkim nieszablonowa. „Jeden chart to już fart” – od tego się zaczyna, bo chartów przybywa z każdą stroną. A z nimi coraz więcej pomarańczowej radości, luzu i szaleństwa. Są więc wyścigi po lesie, czułe lizanie kociej bródki, szczekanie głośne aż się kurzy i polowanie na biedronkowe kropki. A na koniec lenistwo na kanapie, ewentualnie charcia gra na basie. I o to chodzi w „Charcich harcach”, o zabawę, beztroskę, lekki rym i szalone, tańczące ilustracje. To wyliczanka, która aż się prosi o wykrzyczenie jej przez grupkę dzieciaków na trzepaku…
-
„Skąd się biorą dzieci?”, „Czy wróżka zębuszka istnieje?” Marta H. Milewska
Skąd się biorą dzieci? Czy wróżka zębuszka istnieje? Dwa proste pytania, na które odpowiedzi powinny być jednoznaczne. Czyżby? A gdy zada je Twoje dziecko? Co odpowiesz? 😉 Ilu dorosłych, tyle odpowiedzi. Przekona się o tym ośmioletni Leon, dociekliwy, bystry i niezwykle czujny. Gdy okazuje się, że wkrótce będzie miał rodzeństwo, pojawiają się pytania, wątpliwości i niepewność. A tak w ogóle, to jak to dziecko znalazło się w brzuchu mamy? Tak zaczyna się seria rozmów z dorosłymi, z nauczycielem biologii, z babcią Manią, z lekarzem, a nawet z kościelnym organistą. Oczywiście również z rodzicami. Każdy z nich opowiada o temacie na swój sposób (niektórzy nawet upierają się przy wersjach z bocianem…
-
„Rodzina Obrabków i urodzinowy skok”
Cóż za (nie)zwykła rodzina z tych Obrabków! Tata Zbirosław, mama Cela, córka Elka, syn Ture i pies Glina. A między nimi bliskość i przywiązanie tak silne, jak między dwiema obręczami kajdanek. Troskliwi, dumni z siebie nawzajem (porządny łupniak w plecy od taty jest tego najlepszym wyrazem), a przede wszystkim współpracujący. I nie mam tu na myśli trywialnego podziału obowiązków domowych, czy czegoś w tym stylu. O nie! Chodzi o rodzinne rozrywki, takie jak kopanie tunelu pod połową miasta, zakradanie się nocą do sąsiadów czy próba kradzieży lizaka w sklepie. Oczywiście największego lizaka, jakiego kiedykolwiek widzieliście. Jeśli jeszcze się nie domyśliliście, to rodzina Obrabków po prostu lubi zabierać innym różne rzeczy.…
-
„Królikula. Kicająca groza”
Harold (pies) ślini się na widok czekoladowych babeczek, Czesław (kot) ceni dobrą książkę, nie pogardzi nawet twórczością Miłosza, to na jego cześć został nazwany Czesławem. No i Królikula (królik? wampir w ciele królika?), dużo śpi, a nocą lubi podjadać warzywa, a dokładniej wysysać z nich soki. A w tle rodzina Monroe, która od jakiegoś czasu co rano znajduje w lodówce białe pomidory, białe marchewki, białą sałatę… To bohaterowie „Królikuli”, książki, której pierwsze wydanie miało miejsce w Stanach Zjednoczonych ponad 40 lat temu! I nic nie straciła ze swojego klimatu. Cały czas tajemnicza i trzymająca w napięciu, a dodatkowo żartobliwa i lekka. Nastrój horroru łagodzą wesołe rodzinne dialogi, a także gapowatość…
-
„Bułeczka rządzi!”
Trzy dziewczyny- Bułeczka, jej mama i babcia. Wszystkie charakterne, pomysłowe, i co najważniejsze, wiedzą, co znaczy dobra zabawa. Oto dzień zawodów, startują Bułeczka kontra mama. W roli pani sędzi – babcia. Konkurencje niebanalne i przede wszystkim wymagające dystansu do siebie. Mama i Bułeczka rywalizują w chodzeniu po wąskim płotku, biegach tyłem, rzutach do bramki, w królu ciszy (moja ulubiona konkurencja), budowaniu najwyższej wieży oraz w rozpoznawaniu smaków. Każda rozgrywka to nie lada emocje i pełne zaangażowanie ze strony uczestniczek (jedna z nich ze zdenerwowania nawet trzaśnie drzwiami). A pani sędzia? No cóż, może jest lekko stronnicza, ale czy to komuś przeszkadza? Przed Wami „Bułeczka rządzi!”. „Bułeczka rządzi!” zaskakuje świeżością, lekkością…
-
„Top Car”
Będzie o konsumpcjonizmie, ale nie wprost. Raczej przewrotnie, z puszczeniem oczka, zabawnie dla dzieci i dorosłych. Ze wzbudzającym sympatię Marcelem, jego kotem i licznymi pomysłami, jak w szybki sposób zarobić duże pieniądze. A po co? Oczywiście na najpiękniejszy i najszybszy model samochodu Venus, o którym Marcel śni nocami. Aby zdobyć pieniądze, Marcel mógłby zagrać na wyścigach konnych, mógłby wybrać się do kasyna, mógłby nawet posunąć się do przestępstwa i napaść na bank (z bananem w ręku). Ale to nie w jego stylu. Rozsądniejsze wydaje się składanie zabawkowych samochodów. To niesłychane, ale Marcel złożył tyle zabawek, że uzbierał na wymarzone auto. Nawet je kupił! Tylko co dalej? Zwłaszcza gdy jadąc upragnioną…
-
„Wielka podróż dziadka Eustachego”
Ile dzieje się w tej książce i czego tu nie ma! Jest krzepki dziadek Eustachy i pluszowy miś, którego upatrzyła sobie pewna wrona. Jest wiewiórka, która mieszka w górskiej chatce, zwinny koziorożec i niedźwiedź, który chętnie zaadoptowałby misia (tego samego, na którego poluje wrona). Nawet jest pszczoła pracująca w kapsułowym hotelu i mechaniczny, skoczny pająk. A wszystkich tych niesamowitych bohaterów poznajemy, towarzysząc dziadkowi Eustachemu w jego wielkiej podróży, której celu nie mogę Wam zdradzić 🙂 Gwarantuję natomiast, że podróż pełna jest nadzwyczajnych przygód, zaskakujących zwrotów akcji i pomysłów, które zdumiewają. Ach, nie powiedziałam najważniejszego – „Wielka podróż dziadka Eustachego” to komiks bez słów! Nawet bez dialogów i charakterystycznych dla komiksów…
-
„Słonie w balonie”
Słonie znalazły talon. Nie byle jaki, bo nie na paczkę żelków czy drugi soczek za 1 gr, a najprawdziwszy talon na jeszcze prawdziwszy balon! Balon jest jeden, a słonie są cztery. Czy to jakiś problem? Bynajmniej! To w końcu nadzwyczajne słonie, kolorowe, lubiące grę w berka czy stawanie na trąbie. Są całkiem zwinne, w sklepie z porcelaną nie strąciłyby nawet spodeczka. Na dodatek uwielbiają rywalizację, więc rozpoczyna się szaleńczy wyścig do balonu. Każdy chce być pierwszy, ostatecznie wszystkim udaje się jednocześnie wskoczyć do kosza balonu. Tylko że teraz gniotą się, stoją jeden na drugim, przepychają się i trąbią sobie do uszu. A wystarczyło… Ha! Nie zdradzę Wam morału tej książki,…